Jak krzyż spowity dzikim bluszczem.
Jak kurhan usypany na przekór zapomnieniu.
Jak trup trawiony przez naturę.
Widnieje wrak liturgicznej pasji.
Wszystko martwe w pustelni z kamienia.
Niegdyś sanktuarium mitologicznego ducha.
Teraz odludny schron wyrzutków.
Cóż pozostało jeszcze z prezbiterium?
Ornament, który korci szumowinę.
Dziedzictwo wystawione na rozbój barbarzyńców.
Niby robactwo karmione przez zwłoki.
Z kościoła powstała sentymentalna ruina.
Niekiedy wiatr wstrząsa głosami piekła.
Nowa muzyka napełniła błogosławione ściany.
Świątynia pozbawiona ducha próchnieje, truchło człowieka.
Nic nie przetrwało z poświęconego piękna.
To dzieło stworzyła odwieczna siła spustoszenia.