(...)
W technikum okazało się, że mam alergię na pył drzewny i przeniosłem się na ślusarstwo.
W zawodzie byłem całkiem niezły, ale nie sprawiało mi to przyjemności. Prawdę mówiąc, właściwie nic nie sprawiało mi specjalnej przyjemności. Kiedy skończyłem naukę, zacząłem pracę w zakładzie produkującym rury.
(..)
Po godzinach pracy zostawałem w zakładzie i budowałem sobie całe systemy giętych rurek, które wyglądały jak pozwijane węże, i przetaczałem przez nie szklane kulki. Wiem, że to brzmi idiotycznie i nawet specjalnie mnie to nie bawiło, ale mimo wszystko nadal się tym zajmowałem.
Pewnego wieczora złożyłem rurkę cholernie skomplikowaną, z mnóstwem zagięć i zakrętów, i kiedy wturlałem w nią kulkę – kulka nie wypadła z drugiej strony.
Początkowo myślałem, że utknęła gdzieś po drodze, ale przetoczyłem jeszcze ze dwadzieścia kulek, zrozumiałem, że one po prostu znikają.
(...)
Postanowiłem więc zbudować sobie dużą rurę, dokładnie według tego samego wzoru, i przeczołgać się przez nią, aż zniknę.
(...)
ze zbioru opowiadań pod tym samym tytułem, w przekładzie Agnieszki Maciejowskiej