Przez głupotę zabrałam Ci sen z powiek,
pozbawiłam uśmiechu,
wykradłam spokojny oddech,
naderwałam linę zaufania…
I wyobraź sobie, że chciałabym Cię teraz pocieszyć,
powiedzieć milion oklepanych słów skruchy,
wtulić się w twe otwarte ramiona jak dawniej,
bez obawy, bez strachu i niepewności,
Ale nie mogę, nie mam odwagi…
Brakło mi tych zazwyczaj mnożących się słów.
Chciałabym obdarować Cię wszystkim, co z
Twojej miłości ukradłam i jeszcze razy trzy,
za ten lęk,
za zwątpienie i
za ten nienaturalny sen.
Teraz wiem, że miłości nie okrada się tak bezsensownie, że
nie rzuca na zmienne koło losu jakiegokolwiek życia.
I wiem, że głupota to żaden powód.
mona - najpierw piszesz "twe", i już chciałem pochwalić, ale niedługo potem mamy "Twojej", czyli jeszcze niekonsekwencję. Wiersz jest osobisty, traktuje o prywatnych przeżyciach i nie czuję się kompetentny do komentowania treści, tak jak i bólów menstruacyjnych. Proste, łatwe i nic nie wnoszące.