wyprawa z Magdą
zakończyła się
nawróceniem
Duch Święty opadł deszczem
i młodość idąca na lep
podszeptów propagandy kolorowych pisemek
została unieważniona
jednym śmiałym gestem spożywczego anioła
który chlusnął na moją głowę
wrzącym mlekiem kipiącym spod kościelnego stropu
kolejny anioł
był inżynierem dźwięku
długo kołował bezradnie
przyciskając do siebie partyturę znaczeń
by po chwili wartko przeciągnąć ciężkim smyczkiem
aż usłyszałem strzaskane nuty
porozchylane na boki
ku ścianom
później już tylko delikatne szarpnięcie
i wszystko ruszyło do tyłu:
milczenie
niepewność
oraz majętny szatan w Volkswagenie
wyrafinowany jak cukier na kartki
płonąłem sam z białą pięciolinią spokoju
była ta samotność gregoriańskim chorałem
przy końcu rąbnąłem radością
w drzwi Magdy Fabisiak
i w drzwi wielu innych
a moja przeszłość stała tak pusta
że nawet nie było co wynieść