gdyby tylko śmierć
miała skrzydła
i obudzona o poranku
krążyła wśród chmur
dosięgłaby
ukrytych wśród nich kochanków
ścigałaby się z aniołami
patrzyłaby na nas z góry
a my wśród perypetii własnego życia
całkiem nieświadomie korzylibyśmy się przed nią
wśród zdumiewającego zapomnienia we własnym masochiźmie
a tak
śmierć musi kroczyć między nami
powłucząc nogami w upalny dzień
kur osadza się na jej czarnej tunice
ciąży kosa wsparta o ramię
ze zwieszoną głową
przemyka wśród nas
pochłoniętych we własnym masochiźmie
od czasu do czasu tylko
zerkniemy na nią z góry
czasem kryje sie, siada na naszych ramionach
wtedy wlasnie zycie najbardziej nam ciazy...
wtedy niesiemy nasz krzyz?