jutro
dzień padał szaro
bo brakło mu sił
biała pszczoła usiadła
ramię pękło od bólu
wykrzyczałeś to w siebie
ulżyło – suchym ustom
szklane oko spod obcasa
wypadło mimochodem
myśli błądziły w łańcuchu
serce penetrowało kajdany
skrzydła mieniły się
wspomnieniem
wiatr milczał zwyczajnie
i nic się nie stało
cierpki głos upomniał
ciszej tam, myślozbrodniarze!