Miasto i noc

Yodel

Ukradkiem spoglądam rozwianym spojrzeniem
Związanym wstążką delikatnej zamieci ulic
Żebracy się śmieją, narkomani proszą o grosik
Pozamiatane ulice pachną szarością pozostałych śmieci
Autobusy trąbią siłą silnika i szurają gumowym przegubem
O asfalt oświetlonego latarniami miasta
Zastygłego ciasta, ciasta, ciasta
Kobieta z prawie odsłoniętym biustem stoi przy przejściu dla pieszych
Czeka wyłącznie na zielone światło
Ariel jej tego niestety nie zapewni
Zebra spogląda nań ukradkiem spod przymrużonej bieli pasów
I krzywo się śmieje, śmieje, śmieje
Facet z teczką stoi spokojnie czekając na sąd ostateczny
Od otwarcia drzwi dzieli go kilku pasażerów
Koleś z komórką udaje, że to nie do niego dzwoni
Jednak po chwili gada i gada i gada.
Pijany się chwieje między rurkami,
Za taniec go go nikt nie chce zapłacić
Płacić, płacić, płacić
Auta pędzą niestrudzone do pracy, do domu, na imprezę
Igrają z losem maruderzy nocnych przygód
Podążam szybkim krokiem przed trzema z paskami
Ale oni dziś zwłaszcza mają inne zamiary
Stoję i patrzę
Siedzę i patrzę
Myślę i patrzę
I krzywo się śmieję, śmieję, śmieję
Do nocy, do miasta, do siebie, do siebie
I płaczę, i płaczę, i płaczę
Bo czuję, że żyję
Że żyję, że żyję, że żyję
Bo żyję
(25.08)
Yodel
Yodel
Wiersz · 4 września 2003
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    rocamadour
    cieszę sie że żyjesz:)

    · Zgłoś · 18 lat