Mam w sobie miasto
dmie dziki tumult w gałęziach posępnego tłumu
mam miękkie dźwięki zdjęte z latarni
świetliste morze
mam czarne noże na białe torsy
czerwoną chmurą zerwane mosty na tamtą stronę
i na mój koniec zamknięte oko
ciszę wtłoczoną w serce głęboko
gdzieś na dno gdzieś na spód
i patrzę w nią patrzę na tamtą stronę
gdzie mam swój koniec
na moje miasto i jego dzieci na placach zabaw
księżyc nie świeci
a kościół smutno się patrzy krzyżem
w zwinięte okna i cień na mostach
po tamtej stronie ktoś mówi kocham
ale nie tu bo tu można tylko szeptem
w zimne powietrze śmiech się przekrada od drzwi do drzwi
złodziejsko i kocio na czterech łapach
upada łza gdzieś cicho drwi z niej
księżyc ciemny z huśtawki w pośpiechu
do domu wraca mały chłopiec
bez serca bez grzechu i bezimienny
- to ten kawałek dla którego warto było przeczytać tekst... naprawdę warto.
mam jeszcze chwilę
aby czytać oniryczne wiersze
pozdr
Nie otaczasz wszystkiego banałem, nie trywializujesz i nie nadajesz zbytniego patosu. To wszytskie jest miękki, delikatne i subtelne. Nie nachalne...w swej prostocie kusi i powala :)....
więcej wazeliny nie wyprodukuję...;-)