Widziałam dziś
ciało w rynsztoku,
nieobecne miało oczy.
Kocie.
Włosy postrzępione, bure,
krew na trawie.
śmierdziało bólem i strachem.
Umknęły złudzenia o
pięknej śmierci,
purpurowej rosie na mchu...
Ale wrócą jeszcze,
potrzeba mi dramatyzmu:
jednego strzału, cichego
śmiechu żyletki.
Twardą masz skórę
moja dłoni.
Wielkie nosiłaś ciężary.
Twardą masz skórę
moja skroni.
Kłuli cię, słowem dźgali.
Co rano, co dzień.
Krew na ubraniu,
krew na poszyciu, na polanie,
krew w strumieniu.
Pijcie białe ćmy,
przeżyję w was
jeszcze parę lat
zanim....
kussi