Siedzę tak wieczorami
Dopiero wtedy czuję to takim jakim jest naprawdę
Wtedy dopiero wiem o co w tym wszystkim chodziło
Za dnia patrzę na słońce
Widzę jego jasne włosy
Patrzę w niebo
Widzę błękit jego oczu
Czuję na swych plecach wiatr
Widzę jak jego włosy się z nim zmagają
Ktoś idzie przede mną
Widzę jego jak się obraca by mnie ujrzeć
Patrzę w lustro
Widzę siebie a za mną on delikatnie muska placami mą szyję
Patrzę jak pąki kwiatów rozwijają się w blasku dnia
Widzę jego jak otwiera się przede mną jak pokazuje mi swą duszę i ciało
Odwracam się, ale jego tam nie ma
Rozglądam się, nie widzę jego włosów, nie słyszę jego śmiechu
Bo jego nigdy przy mnie nie będzie
On jest tam a ja tu, nie podążę za nim - nie mogę
Nie pójdzie za mną - on nie chce
Ten scenariusz nigdy nie zostanie sprzedany
Będzie leżał i kurzył się gdzieś w starej szafie
Nigdy wspólnie nie nakręcimy filmu o miłości...
Czasem Niezabardzo
Wiersz
·
3 lipca 2004
-
zentroszke za bardzo lubisz zaimki osobowe. wiem ze wobec tego co chcialas przekazac uwaga jest co najmniej nie na miejscu, ale jako czytelnik nie moge spojrzec na swiat choc przez chwile Twoimi oczyma kiedy "jego" i "on" dzwoni mi w uszach przez caly wiersz
-
Justynapodpisuję się pod komentarzem zen'a. nasz wola wysłuchania Twojej życiowej historii jest gorąca, ale wola czytania dobrej poezji plasuje się na zupełnie innej płaszczyźnie.