Drzewa zrzucają liściaste okrycia,
Słońce leniwie wyciąga ramiona,
Szelest istoty kroczącej z ukrycia.
Wszystko to znaczy, że nadchodzi Ona.
Teraz wyraźniej, w tle rudych pejzaży,
Postać, sylwetkę kobiety dostrzegam.
Zwraca się do mnie z uśmiechem twarzy,
Idzie w mą stronę, spokojnie czekam..
Niebo i ziemia zdają się zlewać,
Półmrok, złudzenia w umyśle budzi.
Bezdomnym wróblom nie chce się śpiewać,
Już chłodny ranek ich zapał studzi.
Wiatr zimny matczynio drzewa oplata,
Liście ze złością rozrzuca wszędzie,
Wykręca gałąź z uporem wariata,
Kilka miesięcy świszczał tu będzie.
A Jesień dłonią w mą stronę sięga,
Nagle jest złoto na każdym listku.
Ma obowiązki – Natury Potęga..
Zagrałem epizod w Jej widowisku.
Jesienne zmiany osiadły wygodnie,
Na niebie się tłoczą sine obłoki,
Z każdym tygodniem jest coraz chłodniej,
Za chwilę Zimowe usłyszę kroki.
Misha
Wiersz
·
6 lipca 2004
-
AroPiękny i poetycki Wiersz