Świat może mnie wyzwać: chodź, walcz!
To proste. Trudno niezmiernie zginąć w tej walce,
gdy tak naprawdę się w nią nie angażuje.
Można stanąć i powiedzieć:
O nie. Żadne tam: ‘nie boję się’
To już świadczyłoby niezbicie
o panicznym lęku
NIE MÓWCIE NIC.
Nauczcie się zobojętniać
a świat sam z rozpaczy popełni harakiri
u Waszych stóp…
Trudności zaczynają się, gdy mój wewnętrzny,
natrętny wiatrak woła: walcz ze mną!
To moja dusza.
Tej walce oprzeć się jak dotąd nie potrafię.
I tak się zmagamy,
Ja i ona
tarzając się w kurzu
wzajemnych oczekiwań, grzęznąc w lepkim błocie
zawodu, którego żadne z nas nie umie wykorzystać
dla własnego zwycięstwa
i tak wciąż i w kółko znów drzemy szaty na sobie,
dusząc się wzajemnie, nie mając już nadziei
na żaden wydumany traktat pokojowy
Walka trwa, póki ona nie zmusi mnie bym ją obnażyła
I tu znów odczuwam rozczarowanie
Tym pozornym zawieszeniem broni
Mam pytanie, na które nie znam odpowiedzi:
Czy rana cielesna boli bardziej niż
nieumiejętność
cholerna, wrodzona niezdolność
przelania piekielnej duszy na papier?
pod jakąkolwiek postacią
koloru
druku
krzyku…
Ucisz się duszo – boli! Zabierz szpony… nie dziś. Dziś nie mam siły na walkę.
Jutro
i zawsze
w gruncie rzeczy też mogłabyś dać mi spokój.
Meoshi
Wiersz
·
2 sierpnia 2004
-
Justynatekst bardzo w moim stylu, podoba mi się i przesłanie i ujęcie, i od razu mam jakieś pozytywne mniemanie o autorze... Ale to nie do końca jest wiersz, nie jest zbyt ładny warsztatowo i ... niemniej, daję wartościowy :) pozdrowienia
-
MeoshiDzięki za ocenę. Ta 'szarpanina' językowa jest tu irytująca i całkowicie zamierzona - nie wiem czy to wyczułaś - ironia w tym wierszu jest wymuszona i to także efekt jak najbardziej zamierzony:)