Jaki to drwiący rodzaj bólu gdy
Gdy czerń kreski ucieka przed moją wolą
patrzę
jak małe niesforne dziecko chowa się
wybierając starannie kryjówkę
i zdaje jej się – ba! Jest pewna
że ta naiwna strategia jest dla nas
opanowanie dorosłych i szczegółowo zaplanowanych
nieprzewidywalna
ma rację
poniekąd
a jednak ją znajduję
Przywracam memu polu widzenia
Jak matka czuję rozczarowanie
Jak matka wyrzucam sobie, że źle ją wychowałam
- złe dziecko! – w czym tkwił błąd?
Co poczyniło tak niekontrolowany wyłom
W mojej matczynej wszechwładzy?
Krzyczę w amoku:
‘Nie odchodź do samodzielności!’
Znajduję chwilę, by się opanować
znajduję tę czerń umorusaną
rozmazaną i szczęśliwą
w tłustym błocie pasteli
chwilę szczerzy ząbki tak…że czuję
bezradny gniew
bo gniewam się i nie umiem się nie cieszyć
i tak unoszą mnie i rozrywają te ambiwalentne skrzydła
a ona
oświadcza, że tu jej miejsce
Wiem. Chciałam ją zamknąć w złotej klatce bezdusznej bieli.
W zrozumiałym schemacie
prostym i odwiecznym
Bo przecież dziewczynka nosi warkocze.
Nie mogłam
Nie oskarżajcie!
Przecież wiem
Sama wiem…
Teraz pozostało mi – teraz
Nie ma już tu mojej woli
Mogę tylko zrosić łzami ranę,
którą jej zadałam moimi ciasnymi ramami
I zostało tylko bezdźwięczne łkanie
które kumuluje do wewnątrz
bezlitośnie cały ból
do środka
który ponoć zwą duszą
Nie chce i nie mam prawa czuć rozczarowania
Że nie jest taka, jak chciałam
Meoshi
Wiersz
·
6 sierpnia 2004
-
Anonimowy Użytkownikbardzo fajnesvxvxvvvxvxvx