OPOWIEŚĆ WIGILIJNA
a na czarnej
blasze piernik
w grozie rozrostu
i pęka piekło
na pół słodycz
powideł ścieka
między palcami
judy
armageddon igieł
jarmark wspomnień
dawne wigilie splecione
w łańcuch błyszczy
oko anioła z przetrąconym
skrzydłem on śpiewa
że narodził się znów
podobno w knajpie
tak mówi barman
co wie wszystko
ktoś rzucił kuflem
i krzyknął: stawiam!
(nawet śmiech może
dźwięczeć wódką
o czwartej nad ranem)
urodził się dzisiaj
wcześniak, to przez
wysiłek i osła -
bydle ryknęło nie w porę
i masz, stawiam, za spokój,
którego nie będzie
wypij, niech się zmarnuje
świat!
tak było - twierdzi barman
w jego rękach miga
bombka za bombką
pokal i inne szkło
zabrakło miejsca
parking pełen - pan wiesz
ostatnie zakupy i osioł
zdechł za wygódką
w pokrzywach
pili długo
wymiotłem szufelką
dopiero o świcie
a do świtu daleko
jak do chińczyków
i pod górkę
rowerem nie zdzierżysz
śpiewali... co?
pewnie jakąś kolędę,
bo zwrotki w pamięć
jak w masło
nie widziałem ich więcej
a na czarnej
blasze piernik
w grozie rozrostu
puchnie chęć
od wysiłku:
żeby jak najlepiej
żeby to był właśnie
ten czas i to miejsce
być może jest
ale ludzie już
nie ci sami
z pomysłem, charakterystyczną formą ( hekatyzm? :)) i treścią, że chce się wracać. niby opowieść wigilijna a wątków, że niejeden wiersz mógłby się posiłkować.
znowu zachwycona :)
cóż... może poeksperymentujemy trochę :) co by było inaczej :)
Miło, że się podobała ta moja łopowiastka powiedzmy-świąteczna!