lata za wcześnie
godziny za długo
tkwią twarzami do siebie
na czarnych mszach
przyobleczeni w nędzę grzechów
na krawędzi ciemności
składają fałszywe ofiary
gaszą płomieniem źródła przeszłości
mijają bramę za którą nie ma nic
jeszcze o tym nie wiedzą
opuszczaja kratery dymiącego błota
próchniejącę gałęzie rąk
pomiędzy wiednącymi kwiatami
ciała przestraszonych chmur
chowają się za zgaszonymi gwiazdami
w obawie dnia który nie nadejdzie
dzisiejszej nocy odwrócone zostały życiorysy
ujrzeli oblicze swego Boga-płakał
spóźnili się - nadeszli inni...
(a przecież)
tak ciężko jest uciekać z plecakiem pełnym truskawek
Jeśli dobrze zrozumiałam, ostatni wers to mały grzeszek,
za który wieczne potępienie?
Jeśli tak, to piękne - absolutnie bajeczny
pomysł na niewinny grzeszek i nieproporcjonalną karę
kilku wczytań wymagało, ale warto, no jak nic, warto!
chyba mnie zachwyciło ;)
Literówki. Proponuję zedytować.
Pozdrawiam :)
Pozdrawiam serdecznie