SPOTKANIE
List do St. Przybyszewskiego
Było prawie, wiesz, jak w "Paonie"
choć nie Kraków, a tam w kącie
nie Wyspiański, lecz inny gość.
Milczące tony wygrywał
długi jak wieszak pianista,
a noc wygrałaby także,
gdyby nie as treflowy w pończosze.
Patrzyłeś zza świecy trochę pijanej
szopenizując słowa.
Nad głową aureola gotyku.
- La boheme, tak dźwięcznie
kufel piwa i bez końca, bez końca żyć!
Szmer rozmowy co wiruje
w przestworzach śmieszny patos,
potem gorzka komedia.
Dwa dramaty zamarły w pół słowa
i uciekły.
- Nie dogonisz, niebo zbyt nisko,
a ziemia? Ziemia to tylko sen.
Pianista, choć go nie było,
bez końca pieścił klawisze
i wiedziałam, że słyszysz liniami
tak daleko od moich barw.
Smutny szatan nad książką
zamówił wódkę, potem drugą
i trzecią.
Nie miał już skrzydeł.
- Wszystkie -izmy i -logie, to bujda!
Nie słuchaj!
Nie słuchałam.
Czas się toczył po barze kulką
do gry. Jak w bajce,
ale po drugiej stronie, tej, gdzie
na stole brzydkie kaczątko i głupi śmiech.
Było prawie, wiesz, jak w "Paonie".
Nie pamiętam, może nawet myśli
te same.
Zza świecy pijanej - la boheme!
i całkiem przebrzmiały mit.
Ten pianista, ten długi jak tyczka
do dna wychylił ostatni dźwięk
i zniknął.
Zostało tylko niebo;
żebra Stwórcy zaklęte w gotyk.
pozdr.
LECZ wyrzuciłabym w cholerę rażące słowo: "szopenizując"
a ten "smutny szatan", to chyba od Staffa się tu przyplątał, co?
Określenie "szopenizując" jest konieczne w związku z postacią Przybyszewskiego - bardzo często go używał, także w odniesieniu do literatury.
Co do "smutnego szatana" - nie, to nie Staff, ale znowu Przybyszewski, a raczej jeden z rozdziałów pewnej książeczki Boya-Żeleńskiego, który o Stachu pisał.
Fakt, fajnie by było, gdybym wiersz zrymowała, ale nie mam ku temu predysopzycji. Stąd efekt taki, jaki widać.
Jeszcze raz dziękuję za uwagę i pozdrawiam.
Odsyłam do wiersza, bo jest ucztą niebywałą.
Co do 'szopenizując", to uważam, że słowo jest jak szafa trzydrzwiowa i chyba nie ucieszyłoby samego Chopina. Język tworzy takie potworki. Czasem można usłyszeć, że "atmosfera była iście hiczkocza", choć w tym wypadku jestem hipokrytką, gdyż sama czasem używam (jak mi się zdaje przeze mnie uklutek powiedzenia) "dajcie spokój, facet już chyba w kroczył w łelbekowski wiek" (houellebecq'owski).
Hehe - pytanie dla wnikliwych: ile lat trzeba mieć na oko lub jakie predyspozycje, by wkroczyć w łelbekowski wiek?
Buźka!
O łelbekowaniu nie pogadam niestety, a może o... łelbekowszyźnie? W końcu mówiło się o przybyszewszczyźnie, to można tworzyć i dalej. Hiczkowszczyzna, sasasa, nie, no dobra, przesadziłam...
Nowosłowy są koHane. Szczególnie przymiotniki odrzeczownikowe.
Co do łelbekowskiego wieku i bohatera, to temat wart jest jakiegoś eseju, czy choćby omówienia w trzech akapitach. Może coś napiszę? Na pewno. Jak się więcej czasu zrobi. A musi.
POZDROWIENIA!