Płonę po raz kolejny.
Z zawstydzenia drżą dłonie,
gdy tych kilka znaków zostawiam,
gdy Jesteś tak blisko na długość oddechu.
Ogarnia mnie żądza pieszczot oniemiałych,
rozpalona w wulkanicznej czerwieni do stanu wrzenia,
do ostatniej z granic
Wybacz jeśli parzę zbyt mocno.
Chwytam się rąbka uśmiechu.
Lapię w dłonie nić która między nami
wzruszenia tka jak pajęczynę z babiego lata
i kolejne sploty nakładam by była coraz silniejsza,
której nawet wicher nie zerwie.
Już nie wiem jakich słów użyć,
by wyrazić zachwyt i podziw.
Moja dusza za ciepłym tęskni słowem
i wszędzie gdzie jestem Jesteś ze mną,
każdą z myśli, płynąc w żyłach , krążąc w oddechu,
bez Ciebie nie istnieję.
Śpieszę pędem w każdy wieczór by spytać,
czy wciąż jestem Ci choć odrobinę potrzebną,
czy nie masz już dość mego ciągłego głodu ?
Jest w Tobie piękno, które mnie przyciąga i porusza
a w pięknie jest i nadzieja ogrzewająca każde z westchnień
w ciszy wieczoru .
ileż można tak marudzić?