W skulonych zasłonach wiatru
moja czarna kawa wypuszcza dym,
kołysze go pod sklepieniem białym
i zamienia w płaczące dusze much
te, jak wyrzuty umienia łaskoczą
i dokuczliwie parzą kroplami wyplutego wrzątku
rozsiewanego z filiżanki na spodku
do której nieumyślnie wadają
całymi gromdami krystalizujące się słodko
drobinki białe i dziewicze -
niczym pietwszy śnieg na torsie ziemi.
Magiczna mgiełka zaczyna tańczyć
nad taflą ciemnego ogrodu głębin
i kusi swą abstrakcą i trąca wonią,
by poddać mnie celebrze tkliwego aktu
i poruszyć serce uczuciem, które
jak co dzień ogarnia mą duszę i ciało
mącąc umysł gorzko-słodkim smakiem -
stawiając świat u moich stóp.
Wizja słodkiego życia w tym bycie
podaje mi słowa, a słowa toczą się
po ścianach, aż czas ostudzi dzień
i poda do poznania gorzką stronę jego
- oko otworzy się pomału i dostrzeże
że to ja leżę pod stopą świata
przygnieciony ciśnieniem czasu.