Było to późną jesienią,
Gdy liście spotykają się z ziemią,
By otulić ją kocem czerwonym,
Żółtym, rudym, pozłoconym.
Na czubku gołego już klonu,
Został LIŚĆ.
Jeden, ostatni, najpiękniejszy,
Choć od innych trochę mniejszy.
Był wyjątkowy.
Barwami jesieni kolorowy.
Jaki silny, jaki mocny,
Nawet wiatr, choć ostro dmiący,
Zerwać go nie może.
O Boże!
Udało się, liść zerwany!
Wiatru mocą w powietrzu szarpany!
Gdzie ten hultaj go poniesie?
Może gdzieś błądzi po lesie?
Nie wiem! Straciłem go z oczu.
Tyle liści leży na drogi poboczu,
Może ten piękny, teraz zchlapany,
Zbłocony. Przez samochody przydeptany.
Umarł.