wchodziły gęsiego
na podobieństwo pór roku
aż w końcu miała
wszystkie naraz fale zimna
i gorąca zderzała w sobie
oczekiwanie na błyskawiczny kres
z przedłużaniem w nieskończoność
decyzji o uleceniu bez skrzydeł
przez najciemniejsze z sił
ulepionego nieba
proste instynkty
na nim zamiast gwiazd
piekielnie urosły
w najważniejszej z sekund
każdy do rozmiarów
największego ze słońc
A jeżeli spacer, to chyba tylko po linie. Truchcikiem do słońca - po drodzę można się piknie wygrzmocić i nabić potężnego guza!
Właściwie to mimo wszystko smutne jest...
Dzięki za zajrzenie :)