... której nie było

cyprys

a już było tak blisko!
i już mi się wydawało że
słyszałem śmierć
Tak. Słyszałem. Bo się nie widzi.
Słyszy albo czuje.
psy gryzły się wczoraj w nocy
i gryzły i może nawet był
tam wilk wścieklizna sarna kot
albo człowiek. Coś się gryzło.
Definitywnie. Wściekle się
gryzło i zażarcie i ta śmierć
właśnie ona też warczała.
A potem pijak (?) rzucił
butelką (?) i się przestało.
A szkoda. A później na
trawniku coś pełzło i pełzło
i chociaż z całych sił
próbowałem to dogonić wzrokiem
(ach, mieć by tak noktowizor!)
to pełzło cierpliwie
i mnożyło się w sobie
i przelewało się to z
mroku to znów na trawnik
(a moje usiłowania spełzły na niczym)
A ja przeklinałem sąsiada, który
dziś w nocy nie zapalił światła przed domem
To mógłby być precedens...
Tymczasem z okna próbowałem
polizać ten trawnik wąskim pasmem światła
(to z latarki wojskowej).
Coś zabłyszczało-myślę
koraliki oczu. Ale nie! Chyba nie...
Może człowiek? Bo śmierć człowieka zagryzionego przez psy
na trawniku to byłaby sensacja.
Ale nie.
A rano wstałem szybko i pobiegłem
na miejsce przypuszczalnego mordu
i NIC!!!
Nawet kropli krwi, nawet jednej
krwi kropelki, nawet funta kłaków.
Choćby nawet wygnieciona trawa. Ale nie.
Po tylu pożarach to można by fantastycznie
wykorzystać w życiorysie.
Ale nie.
cyprys
cyprys
Wiersz · 15 września 2000
anonim