Humoreska dla Ani

Marc Trey

Humoreska dla Ani

Kiedy Cię pierwszy raz ujrzałem
Odrazu się w Tobie zakochałem
Choć nasze pierwsze spotkanie
Odkładałaś nieustannie


To i tak do niego doszło
No i chyba nieżle poszło
Było miło i zabawnie
Chociaż plotłem nieustannie


Trochę byłaś obrażona
Że niedopuszczam Cię do słowa
Nawijałem jak przeklęty
Mnożąc swoje argumenty


A Ty chciałaś coś powiedzieć
Lecz nie chciałem o tym wiedzieć
Więc milczałaś jak zaklęta
I spuszczałaś w dół oczęta


Oglądając moje buty
Jakbym przyszedł z Nowej Huty
Na dodatek tego jeszcze
Ciągle miałaś jakieś dreszcze


Nie wiedziałem co się dzieje
Dziewczę blade, może mdleje
Co mam robić w takim stanie
Może sztuczne oddychanie


Może wody przynieść zimnej
Zrosić lica Twe niewinne
Albo zwilżyć Ci coś jeszcze
Bo od czego miewasz dreszcze


Wróżka z ręki Ci powróży
Ale ja nie jestem z branży
Nie potrafię patrzeć w oczy
Muszę leczyć z innych rzeczy


Aniu moja ukochana
Rozsuń trochę swe kolana
Ja pogłaskam Twoje łono
Bo o ile mi wiadomo


Twoich dreszczy jest przyczyna
Gdy przy Tobie chłopa nie ma
A ja muszę coś z tym zrobić
Jeśli mamy z sobą chodzić


Muszę coś wykombinować
Każdy szczegół dopracować
Żeby poszło zgodnie z planem
Gdy obudzisz się nad ranem


Chata wolna, bal do rana
Lecz czy moja ukochana
Będzie rada z mych poczynań
Mych zalotów, no i starań


Czy ze schodów mnie nie zrzuci
Gdy nie zdołam dopiec huci
Takie myśli mnie nachodzą
Czy pójdziemy wspólną drogą


Czy zobaczę Ciebie jeszcze
I czy będziesz miała dreszcze
Z drugiej strony - prawo mamy
Towar dotknięty - to sprzedany


Niepisane prawo głosi
Takoż w Polsce jak i Rusi
I przestrzegać go musimy
Nie chcąc płacić kar za winy


Tu nadzieja wzbiera we mnie
Będę prosił o spotkanie
Daj mi luba drugą szansę
A zachowam konwenanse


Mając wszakże wzgląd na Ciebie
Żebyś czuła się jak w niebie
Obiecuję, na twarz padam
Że na śmierć Cię nie zagadam


Będę milczał jak niemowa
Nie usłyszysz ani słowa
Będę słuchał Twoich racji
Od poranku do kolacji


Od wieczora aż do rana
Może uśniesz ukochana
Wtedy kołdrą Cię nakryję
Piękne nóżki aż po szyję


I odejdę w ciszy drgnienie
By wygłosić przemówienie
Kiedy chrapiesz na kanapie
I nie słyszysz mnie we śnie


Taką właśnie politykę
Obrałem za mą taktykę
Przemyślałem, zatwierdziłem
Jeszcze raz wszystko sprawdziłem


I bez żadnych dywagacji
Przejdę do realizacji
Marc Trey 20.06.02
Marc Trey
Marc Trey
Wiersz · 28 czerwca 2007
anonim
  • ew
    się ubawiłam nieźle :)))
    tekst naprawdę zabawny i do porannej kawy w sam raz , tyle , ze bardzo wiele niedociągnięć : rym Ci się załamuje co kilka wersów , warto byłoby dopracować,poza tym literówka no i błąd ort.

    · Zgłoś · 17 lat
  • figlarkaa
    Brawo, Marc! Zafundowałeś mi przez ok. 3 minuty fantastyczną lekturę! Żartobliwy temat, komizm sytuacyjny i słowny, autoironia, zastosowane przez Ciebie,(adekwatnie do tytułu utworu), sprawiają, że tekst czyta sie lekko, z dużą przyjemnością! Aż ciśnie sie na usta pytanie - czy puenta pozostała w sferze "pobożnych życzeń ", oczywiście, teraz żartuje!

    · Zgłoś · 16 lat