Strzeż się mój miły takiej namiętności
Co się w twe serce zakrada powoli
Bo kiedy raz już w twej duszy zagości
To mieć nie będziesz siły ani woli
Jak ziarno kiedyś przyniesione z wiatrem
Z listopadowym wiatrem w noc jesienną
Wyrokiem losu a może przypadkiem
Rośliną będzie od kwiatów płomienną
Patrząc na ziarno będziesz sądził miły
Że jest zawiązkiem szczęścia co nadejdzie
Że ci słodyczy spokoju i siły
Od jego bujnych owoców przybędzie
Ale poczujesz wkrótce ból dotkliwy
Bo ci korzenie wrosną w żywą duszę
I smutek wsączą w nią tęskliwy
Wtedy się zaczną twe katusze
Powoli cicho krok po kroku
Wyrastać będą pędy nowe
Zrodzone w tęsknic głuchym mroku
Giętkie łodygi powojowe
I wokół żył się twych owiną
I będą krwią się twoją poić
Aż kwiatów pąki się rozwiną
I zaczniesz pośród jawy roić
Potem łodygi ich sczernieją
Bo krew twą piły tak jak rosę
Aż w taką barwę się odzieją
Jak mają rankiem twoje włosy
Czarnych powojów cudne kwiaty
Żywić się będą łzą wśród nocy
Aż będą kolor miały taki
Srebrno-błękitny jak twe oczy
A woń ich płatków słodka będzie
W sen się pogrążysz w sen na jawie
Duszny i ciężki jak w obłędzie
Zapomnisz siebie w tym śnie prawie
I nieprzytomny będziesz błędny
W gorączce jakiejś i bezwładzie
I na świat będziesz patrzył smętny
Bo całą stracisz nad nim władzę
Będziesz na świecie nie dla świata
Nikt nie pocieszy nie uleczy
Nikt twej rozpaczy nie pojmie nie zbada
Wymyślać będą niestworzone rzeczy
Nic przed powojem już się nie obroni
Krętym oplotem tak powiąże ręce
Że tylko czekać na dotknięcie dłoni
Będą umiały poza tym nic więcej
Czarną łodygą owiną zaduszą
A kwiatów srebrnych najcudniejszą w woni
Tak biedną duszę stęsknioną ogłuszą
Że będzie jakby wśród głębokiej toni
Strzeż się najmilszy namiętności
Co wrasta w duszę w ciało w krew
Na wszystkie błagam cię świętości
Bo cię zadręczy tak jak mnie
ostatnia strofa - zgrzyta jak diabli. a nie powinna...