I świt
oto sytuacja z kolorytem, głównym mieszkańcem stolicy, na którym mała Zosia
uczyła się nazw barw, tworzyła świat i budowała porozumienie. żyła uważnie,
więc w jej mieście kwiaty nie były potrzebne. smugi kolorów bliższych
miast dalekich i dalszych kamiennych osad, śniegów, księżyców, woni
jałowca, który rozgrzany przeradzał się w smak Zosi, gdy mówiła, że życie
zależy od tego, obok czego chodzisz i tak
zależy od tego, dokąd idziesz i czy
podeszwy długo trą o powierzchnię. Zosia nigdy nie wyobrażała siebie
w innym miejscu niż tam, gdzie przed świtem główna ulica mija
zamknięte bary zarośnięte winem w skrajnych formach współżycia.
II dni
dzień zaczyna się nieprzyzwoicie wcześnie, więc Zosia wkłada jesienny płaszcz,
udaje, że to nie jej miasto i cieszy się, że to wszystko takie proste. źle jej
z ludźmi, których nie zna. nie wie, czy byli dobrzy ani czy przestali,
co było potem i tak dalej. często wyobraża sobie prawdziwe dialogi
żywych ludzi zbudowane na podobnej zasadzie. przeznaczenie to nic,
najważniejsze - niczego się nie bój. (nasycone minuty, radykalne
czekanie) życie odbywa się całościowo i trudno określić granice ciała.
rzeczywistość istnieje tam, gdzie brak dnia, a Zosia to taka
ilość czasu, która w niej płynie.
taka jednia nie zdarza się przypadkiem.
III północ
po zmroku Zosia już zawsze będzie siedzieć obok innego mężczyzny,
bo w kontekście rewolucji szczegóły są bardzo ważne, a inne miejsca
pojawiają sie z czasem. przecież czas to ekspansja rodu
w geografię. na szczęście Zosię wciąż interesuje redukcja,
pamięć i brama, która otwiera się tylko wtedy, kiedy się ją lubi.
zupełnie jak ze strzelaniem albo zaglądaniem w okna. Zosia płakała
z czułości, bo nigdy w życiu nie była tak silna. pokryła się
warstwą mocnej błony. jest noc, ona rozumie,
teraz ty powinieneś zrozumieć jak czarni piszą jazz.
najważniejsze - niczego się nie bój. - czy po nic nie powinno być kropki ? bo tak mi jakoś zazgrzytało .odpowiedz .