Kipi ślubną gorączką szósty dzień miłość dozgonna rozkwita w pijanych oparach sal ze smętnie chudnącymi balonikami O tej samej godzinie umierają przelotnie gołębie na kościelnej wieży i tacy jak my Bóg w tym czasie zajęty jest syceniem malin kura wydziobujac tłustego robaka w gnoju czuje przez skórę zapach niedzielnego rosołu Nie denerwuj się mówisz życie nie znosi pustki da się jeszcze pozbierać do kupy zbudować jakiś zamek z piasku Zwieszam nisko oczy i usta Rozcieram językiem chłód ukradzionych cieni |
szósty (kruchość)
ataraksja
ataraksja
Wiersz
·
18 września 2007
gratuluje wiersza, gesto ale dobrze i to sie liczy, pozdrawiam:)