Chciałoby się w twoich ramionach
być zawsze o świcie.
Wołać, krzyczeć i płakać.
Milczenie im szkodzi.
Bladość jest teraz zwiastunem tęsknień.
Tych licznych kiedy zaduma,
myślą gna od ciebie,bez końca,
jak obłok na wietrze.
Prawdy własnej się boję.
Życia kolejnych zawirowań.
Niepokój roztargnienie sieje.
Stają jak żywe szare oczy.
Pełne zdziwienia, zachłannie połykają
radość pośród ciszy.
Pełnego porywów, dążenia do szczęścia,
wiecznej pochodni w piersiach.
Sam tłumaczysz uczucia, słowo po słowie.
Rozbudzając iskry w rozciągniętym zmroku.
Z chwilą w której uśmiech ozłoci nam usta,
staniemy się sobie nieodwracalnie potrzebni.
Za ten uśmiech,mogę pokochać.
Bo daje siły i wprowadza harmonię.
Aria 2 - 07 - Svir... |