tkwię pod murem
z widokiem na drogę
uzbrojona po zęby
w wymuszoną cierpliwość
zbuntowanego anioła
czekam odczuwając intuicyjnie
życie kumuluje się bezdotykowo
pęcznieje w mydlaną bańkę osobowości
rośnie powiększa się dojrzewa bezustannie
wyzierając tęsknotą ze źrenic ku chceniu
pełna wolnej woli
w palcach przesypuję z pustego w próżne
paciorki dowodów św Tomasza na istnienie Boga
nie przekraczając stanu skupienia własnej materii
osiadam w niej świadomie i nie przystosowuję
i cóż mi po szerokich horyzontach myślowych
gdy pojmuję że jestem jedynie
grzmiącym cymbałem
pozdr.