noc ze Spinozą
Marek Dunat
noc ze Spinozą
Ciężko zacząć tę rozmowę druhu pradawny.
podejrzliwie wpatrujesz się w wątrobę i nerki
cwany lisie Baruchu. a przecież to ty twierdzisz,
że ta sama substancja tworzy nas i wszystkie byty
Red Line District. nic większego od bóstwa wewnątrz
nas samych nie jest w stanie zaistnieć.
ja wierzę .
kto prawdziwie kocha boga nie pragnie
miłości jego wzajem
wstań stary draniu . pójdziemy ulicą tej dzielnicy
cudów zbratać się z esencją istnienia. w coffe
shops dymem użyźnimy neurony .
nie istnieją kłamstwa, a jedynie prawdy kalekie
Anne Frank zabiła mit o człowieczeństwie
bo różnicy nie ma między bogiem a hitlerem , lecz jedynie
odmienność stosunku do materii ożywionej .
Bijbelmuseum koegzystuje w harmonii z
Het Golden Vlies , naśmiewając się z prawdy.
ludzkich postępków nie wyśmiewać , nie potępiać, nie opłakiwać,
lecz rozumieć
księżyc wyje nad Chudym Psem, gdy my
sączymy złote bąbelki dziadka Gerarda.
Straż Nocna z okien Rijksmuseum o ciszę prosi.
nie będzie ciszy, bo już pijany van Gogh
naręcze słoneczników sypie nam
na głowy . rankiem na Jordaan
pójdziemy i kanałem Bleemagraht popłyniemy
w niebo.
Marek Dunat
Wiersz
·
8 października 2007
nieeee......
Ci pewnie smutno teraz.
;)
nie podobasz mi się.
tyle. jesteś antypatyczny.
a dałam ci fatalny, bo mi się osobiście ten wiersz nie podoba.
i nie bądź taki zadufany w sobie ;}
a mi się nie podoba to, co tworzysz ty.