Dębowy stół nakarmiony do syta okruchami chleba
z kocich igraszek, po dziecięcemu beztroskich czterech stron baśni
niedokończonej napowietrznymi huśtawkami
niepilotowanych papug.
Ogień w kominku zbiera żniwo cieni z paprykowych ścian,
lgnie malowany tycjanami moich dłoni we włosach wiedźmy
z trzecim okiem pośrodku czoła.
Zobacz, mówi - kamień rzucony rękami małych chłopców
uderza i tonie w nurcie rzeki, ona gładzi jego sumienie dając zazielenić się
zimnu.
Zimowy wiatr bezsilnie tłucze głową o szyby zazdroszcząc smaku
porzeczkowego wina, którym płuczemy języki i plantujemy zeschłe
wspomnienia.
Nikt nie musi rozumieć zabłąkanej ciszy uśmiechu,
który posyłam ślepemu grajkowi, gdy gra na ustnej harmonijce Knocking on haevens door
Herbata stygnie w termosie, ludzie spieszą się odświętnie.
Za zakrętem głęboko oddycham światłem zamglonych latarni.
cieszę się, że tym razem podobało się "idealnie" :))
Kropku - ukłon i :*)
coś o wierszu może? opiekunie ekspresowy?
i to że ha
lgnie malowany tycjanami moich dłoni we włosach wiedzmy?
czy to jja nic nei rozumiem? czy co?