parę ziarenek równowagi
rzuconych na rozchwiany grunt
uśmiech
nic nie chciałem przez to powiedzieć
**
naprawdę nic
kiedy upadam na ziemie
nie znaczy
wyciągam ręce
nie znaczyło
w odruchu bezwarunkowym
i nie będzie
do przodu
tak
przed siebie
tak
podpieram się
uwierz
niewierze
**
naprawdę nic nie znaczy nie znaczyło i nie będzie tak tak uwierz
kiedy upadam na ziemię wyciągam ręce w odruchu bezwarunkowym do przodu przed siebie podpieram się niewierze
**
zresztą czy powinno
kilka kroków dalej
leży przecież na ziemi rozbita butelka
**
przyglądam się przez szkiełka
korytarzami bez końca
obiegam
odbiegam
chyba widzę to wszystko
a może nic nie widzę
ta męcząca niepewność
ten niedobór słońca
**
we śnie bieli się śnieg
i echo się niesie gdzieś
po brzmień daleki brzeg
**
ale to nie ważne
prawda
ale to nie ważne
i tylko
oby nie było
**
i byle by niebo było
zawsze na swoim miejscu
na skraju mojego kredensu
i byle dzień schwycony w sieć
unikał bezsensów
na skraju mojego kredensu
i byle tak każdy kwiat
u kresu osiągnął konsensus
na skraju mojego kredensu
i bylebym nie zniknął kiedyś
zaszufladzony we własnym wierszu
na skraju mojego kredensu
i byle by tak dotrzeć kiedyś,
lecz nigdy nie być pierwszym
na skraj mojego kredensu
i
nieważne piszemy razem !!
hmm nie mogę poprawić... dodać jeszcze raz
zresztą pewnie nie do publikacji to tylko