biegnę w świt za siedmioma górami
rosi wdziękiem chropowate ściany babilonu
dźwigają winorośl pozornie
niewdzięczną z ust do ust kubkiem śmiechu bryzgając w źrenice
z zachwytu pijane ludźmi i pstrokatym światem
pawie królowej krzyczą za nagim królem pochopnie siejąc
ironię bezsenne powietrze przysiada pyłem znacząc cienie skrzydeł
głębokim dźwiękiem wolności otwartej na oścież wychodzę
na przestrzał nieboskłonu horyzontem w pas giętego
omdlewa łopot serca zawieszonego na gałęzi obsypanej kwiatem wiśni
zrywam się i wpadam wprost w ramiona życia nocy i dni tupotem
(z)noszę duszy podszewkę dziurawy kapelusz życia na bakier z fasonem
W takim wypadku interpunkcję można zostawić na przynętę rekinom ;)
Dziękuję za opinie obojgu Państwu Opiekunom :)
Ale dzięki za wizytę :)