przygotowujące się do narodzenia drzewa
wyglądają piękniej i słodko pachną
rękoma szukasz gałęzi by uchronić
dwa lustra o długiej pamięci
obojętnie ruszasz strwożonymi nogami by
krople nie spłynęły moim obrazem
chociażby po parasolce
niezbędne Ci światło zabijające wszystko
żelaznym blaskiem zgrzyta rżnąc kontury
coraz bardziej z ciszy wyrywane, odkrywa
kapiące krwią nieodwracalne problemy
wypływające między nas
kolory oddzielają przenikniętą nami rękę
szeroki zakres tolerancji zabiera to co
najpiękniejsze w człowieku
można by powiedzieć - mowa trawa.
a gdzie wiersz?