krople deszczu...
Jechałem autobusem
Niebo płakało
Ludzie tak byli zajęci
Swoją samotnością
Że nie zauważyli
Jak po szybie spłynęła kropla- łza Boga
Gdy samotnieję
Myślę o Bogu
Którego opuściłem
Wtedy moja dusza płacze
A on podaje mi słoneczną dłoń
I wybacza- znowu
Umrzeć?
Zasnąć?
I zaistnieć w nieskończoności
Kiedy przyjdzie śmierć
Będę dla niej
Martwy
Drzewo walczy
O życie z wiatrem
Liście spadają
Na ścieżkę niewidome
Twój oddech
Moja dłoń
Pocałunek dwóch serc
Twoje spojrzenie
-Uśmiech Boga
W parkowej kałuży
Wybiegłem w przyszłość
Zmęczony wróciłem
Do Ciebie
Zapytałem słońce
Gdzie jest Bóg
Wtedy ziemia
Spojrzała na mnie
Jego oczyma.
Do tego właśnie musi dotrzeć mężczyzna, jeśli mam się zatracić..."