na oknach muchy śnięte szkłem
uwierzyły w brudne niebo
na lamperiach klatki schodowej
genitalia wydrapane ręką dziecka
słowa oplute znaczeniem
stopień po stopniu
byle wyżej
przez właz w światło dnia
na dachu czeka parę skrzyń i klatek
w planie czystej przestrzeni
zakołuje stadami
ominę komin
sterczy w dobie anten satelitarnych
kołtunem na czaszce kamienicy
kłuje drutami anten
niczym wytwór Hasiora
czepia się kolczasto
zasada działania odeszła
zostało muzeum
zakopane
przecinam gwizdem płótno miasta
na pożegnanie robaczków
nosami chodnik drapią
a nad ich głowami
trzepot skrzydeł
gołębie