Śliskiej podłogi połysk podziwiam
Gdy leżąc szambo z ubrania zmiatam
Ni w oczy kłuję, ni się ukrywam
A w uszy wdziera się słowna wata
,,Frakcji wiadomej pijak ubogi
Wylany z pracy wnet skończy w chlewie
Twórczych pretensji nosi ostrogi
Tak, tak kochany, to pan nic nie wie?''
Już kwasem rzygam, jadem skażony
Torsje nicują trzewia porządku
I mętnym wzrokiem zerkam zdumiony
Gasząc się sprzecznym zaczynem wątku
Im jad nie szkodzi, kiedy go piją
Mlaszcząc i krzywiąc gęby parszywe
Wszak dzięki temu naprawdę żyją
Uczą i płodzą dzieci płaczliwe
,,Moralne zero, sina ptaszyna
Ten antytalent, rodu zakała
Co by nie zrobił, toż czysta kpina
Już pani pewnie o tym słyszała''
Choćbym planował coś tam na lata
Dźwiękiem murując koloru przyszłość
To w myśl reguły ofiary-kata
Wczoraj wiedzieli, że mi nie wyszło
Ja wczoraj kładąc cegiełkę swoją
Spławioną ślisko na wietrznym kutrze
Chcę mocno, chociaż oni się boją
By lśniła w murze zwinnie pojutrze
Choć marny jestem w zatęchłym mrowiu
Nie pętam dłoni w pstrych kazamatach
I pośród tamtych wciąż jestem w nowiu
Żyjemy przecież w odrębnych światach
A kiedy zdechnę, ktoś się pochyli
Rozsupła lekko swój wzrok spętany
Chrząknie znacząco, splunie po chwili
,,Jednego mniej jest. Tak, tak kochany''