W zatęchłej norze zbierał kurz
Zranioną liżąc łapę
Pies, co nie służył panom już
I brzydził się ochłapem
Wciąż warczał, juchą brocząc z ran
Dryfował w paśmie przeżyć
Nie musiał kija szukać cham
By mógł nim psa uderzyć
Gruchotał gnaty pałki grad
Wirując w krwawej czkawce
Pies gryzł, choć się pokotem kładł
Nie pałkę, lecz oprawcę
Za setnym razem pałka w bok
Ukosem odskoczyła
I gdy ją psi ogarnął wzrok
Żywiczne łzy roniła
Ku złotym tacom wlókł się pies
Wabiony ciżbą ciasną
Co zawsze wie, co dobre jest
On, węsząc padło - zasnął
W psim śnie on jawy chłonął smak
I kąsał ją łapczywie
By choć przez chwilę czuć się tak
Zwyczajnie i prawdziwie
Głaskaniem zbudził się pod włos
Wzrok mętny miał i struty
Szubrawców słysząc drżący głos
Co szyć mu chcieli buty
W to grono wszawe nie chciał leźć
I swąd go ciągle srożył
Przez niegościnna biegnąc wieś
W łopianie się położył
I głodny znowu zasnąć chciał
W ten wieczór jasny latem
Lecz kromkę chleba ktoś mu dał
Co zwali go Psubratem
Łykając strawę wzrok psi wbił
W niezwykły kij włóczęgi
Co dawniej pałką szorstką był
Lecz miał żywicy pręgi
Wtem dojrzał barwę sennych mórz
I wsi gościnnych mapę
Pies, co nie służył panom już
I brzydził się ochłapem
Cudny tekst i tak jak Pan A. już wspomniał - utrzymuje zainteresowanie do samego końca. Bardzo mi się podoba :)
pływał raz marynarz...