rozjechanym uśmiechem żaby
krzywym bo z czego się cieszyć
na umieranie wciąż za słaby
za młody by siebie rozgrzeszyć
przeszły się wiersze za daleko
o jeden most na drugiej ulicy
puenta spękała rwącą rzeką
jak rozkrwawienie cud dziewicy
oczy wylazłe nadciśnieniem
serce do gardła na ramię dusza
niedoczekanie niemarzenie
nieuchylanie kapelusza
niedowidzenie rzeczy małych
od których we łbie się przewraca
i tylko siły pozostały
na dopuszczenie sie do kaca
rozjechany w żabim uśmiechu
zaszlamiony ilością popłuczyn
ominęło go życie w pośpiechu
ominęło
i nie chce zawrócić
"na umieranie wciąż za słaby
za młody by siebie rozgrzeszyć"
Aż sobie zapamiętam.