z bólu do bólu w nadziei
toczy swe losy po garbach
zanim się miłość rozbieli
rozstania czerni się barwa
mówi o sobie toksyczny
w lustrze łzawiącym okiem
z wiarą w boskie wytyczne
karmi duszę półmrokiem
w ciszy zszarzałych pokoi
pisuje wiersze smętnawe
zegary dawno utopił
w starym dzbanku na kawę
z mnogości narożnych pajęczyn
znaczonych muszym koszmarem
pluszowe misie zadręcza
banalnej tkliwości nadmiarem