Dzień jak wół, wielki, rogaty.
Pompuję weń hektolitr kawy.
Nie dał rady radiowy refren -
ze szczoteczką w gębie w lustrze,
w innej strefie czasu, za linią
zmiany daty. Złapany w pół
do ósmej. Zaprogramowany automat
ubiera się, czesze, jedzie autobusem.
Pod wielką kołdrą przekręcam się
na drugą stronę miasta. Jest ciemno
i cicho, fale liżą plażę w Honolulu.
Poniedziałek
Krzysztof Kleszcz
Krzysztof Kleszcz
Wiersz
·
9 marca 2008
Widać kunszt we władaniu słowem, oj daj uszczknąć trochę z niego ;)
Ja najbardziej nie lubię niedziel. Ale rozumiem poniedziałkowstręt ;)