Kraciasta koszula

Tommy Gun

  

Choćby dobrze i leżał, oraz witał splendorem

Mnie garnitur ciasnawy nie tuli

Ja kolorem upajam, małym sycę się wzorem

Ciągle chodzę w kraciastej koszuli

 

Kołnierz mam wyszarpany, kieszeń próżnię połyka

Na ramionach przetartych dwa kwiaty

Ma koszula wymięta w dali jednak nie znika

Bo jak nowy wciąż świeci wzór kraty

 

Krata przeto mnie dzieli od lawiny marskości

Od malarzy, co farbą swą trują

I choć miejsca wystarcza, by się skłonić zwykłości

To eksperci mi kratę piłują

 

Rad niepomny, bez trudu wkładam szmatę kraciastą

Na me kości już z dawna łamane

Śmiech dziewczęcy wnet słyszę, skaczę w przestrzeń trawiastą

Dziewczę robi z koszuli bandanę

 

Lecz bandana szorstkością mierzi skronie dziewczęce

Więc mi w rzece koszulę skąpała

Pod prąd płynąc ją chwytam, suszę w cichej podzięce

Wszak się krata ni trochę nie sprała

 

Polną drogą gdy kroczę, wiatr mnie niesie powiewem

W dali, z wolna majaczy wzór króla

On chce śmiechem mnie mrozić, mamiąc złota zaśpiewem

Lecz mnie grzeje kraciasta koszula

 

A na pogrzeb, swój własny pewnie spóźnię się nieco

Mamiąc tych, co czekaniem się szczuli

Gości cicho przeproszę, co oczami mi świecą

No bo jak... bez kraciastej koszuli?

 

Tommy Gun
Tommy Gun
Wiersz · 11 marca 2008
anonim