Brak pomysłów, otchłań chwiejna
Co od weny mnie oddala
Wonny więc natchnienia hejnał
Mroku muru nie powala
Cóż tu można z głowy wyssać
By rozprawić się z banałem
Złym pytaniem: o czym pisać?
Wszak ja o tym już pisałem!
Gdzież jest do kupienia olej
Którym można treść podsmażyć
Jakaż formy będzie kolej
By się koncept chciał był zdarzyć?!
Przeto teraz spróbuję zacnym obyczajem
Rymem starym i długim omotać
To co łączy mnie zwięźle z lat dziecinnych mych krajem
Gdzie poezją jest nawet robota
Gdzie chłop, któren czerwony był - wnet pozieleniał
Dzięcielina od wieków już pała
Zmieniać gdzie możesz wszystko, byłeś ludzi nie zmieniał
Zaraz... treść mi formę zapchała
Zatem skracam
I odwracam
Rymu poły
Niewesoły
Drobnym piaskiem
Słowa blaskiem
Nie mające
Weny słońce
W tym temacie
Panie bracie
Sławy spiży
Nie przybliży
Zaczochram może satyrą
To wszystko, co was nie zdobi
Bo kiedy problem jest z lirą
Satyryk, co może robi
Wszak umieć dokopać umiem
Szydzić, świechtając splugawić
Jednak, niestety rozumiem
Długo nie może to bawić
wiersz biały w białości blasku
co próżnią szczypie co nie
rozweseli
tylko to co
już i wtedy i
wiele razy i to
co może
choćby i morze (może)
Metafor natłok hałaśliwy
Nie stworzy ust przecudnej niwy
Cięciem zaczyna się swoboda
Nie zmami nas, choć jeszcze młoda
Ćwiek czasu takie ramy tworzy
Spleen, w które idealnie włoży
Bełkotem słuchu czarowany
Nie będzie - w matni zaplątany
Zaświtało - zaskwierczało
W mózgu zwój ponownie obły
Kontemplując małość-całość
Koncept byłby chyba dobry
* * *
Powyższych łapiąc się schematów
Konkluzją tu nie peroruję
Że ja, wielością tych tematów
Się z braku czasu nie zajmuję