wpadają promienie przez pręty żaluzji
znaczą swe istnienie cieniami na skroni
by rozświetlić labirynty żył
przepycham je obrazami
zostań te głodne dotyki to nic
zupełnie nic
to tylko moja niecierpliwość
wychudła na kość
budzik dostaje w rozdarty łeb
w falach gwałtownego dnia
przez piaszczyste powieki w skały spraw
wyrzucony na brzeg dnia
wstaje i obieram twarz z zarostu
wychodzę gotowy na ugryzienia
wystawiony na zadziory słów
mentalne obmacywany
aż do rdzenia pestek
przepycham się przez dzień
dla ulgi uciekam w siebie
a tam pod jabłonią
w krainie pieczonych gołąbków
dłonie wkładam pod głowę
może mi się przyśnisz
moja połówko
zasuszona na kość
pozdrawiam
i tylko jakoś zgrzyta powtórzone w puencie zasuszenie