porwany do lotu
chwytam słoneczną myśl
trzepocząc skrzydłami
udaje orła
opadam
ciągnąc za sobą
spiralę wyrwanych słów
pęsetą pióra
porwany przez wir
wstawania i spania
tonę
dotykam dna
czekając na odbicie
wgnieciony w czas
wchłaniania i srania
wzlecę
by spaść
na odświętne ubranie
na Ikara z innej perspektywy.. :-)
taaak :-)