Złotokap
Ma obwieszone złotem cherlawe ramiona
Zieleń jak liść figowy ledwie go okrywa
Chcąc przysłonić szpetotę Nad nim uniesiona
Lipa z pogardą w liściach jak żona fałszywa
Pokazuje się światu najpiękniej jak umie
Marne drzewo z którego ni szafy ni stołu
I aby być widzianym w ogrodowym tłumie
Swym złotem w oczy błyska ze sroką pospołu
I jest coś przedziwnego w tej wielkiej próżności
Drzewa niepozornego pod złota przykryciem
Która drażni choć piękna A piękna zazdrości
Wielu nie pamiętając że się w pył przemieni
Bo wszystko to możemy krótko nazwać życiem
A w nim piękno się kończy pod koniec jesieni
Swym złotem w oczy błyska ze sroką pospołu
I jest coś przedziwnego w tej wielkiej próżności
Drzewa niepozornego pod złota przykryciem
Która drażni choć piękna A piękna zazdrości
Wielu nie pamiętając że się w pył przemieni
Bo wszystko to możemy krótko nazwać życiem
A w nim piękno się kończy pod koniec jesieni
:)
mnie też drażnią te duże litery w każdym wersie i wszystkim to wypominam :)
styl rzeczywiście inny, ale to nie znaczy wcale, że gorszy. Szczerze mówiąc, to cieszę się z Twojej obecności na Wywrocie, bo można poczytać coś nowego, innego.
Jedno jest pewne. Przypominasz niektórym (a może i pierwszy raz o nich usłyszą), co to jest sonet. Jaka tego konkretnego wartość? Może jutro się wypowiem.
Pozdrawiam
Andrzej Talarek
Pozdrawiam!
PS
Co do rymów: coraz lepiej!