szpital przy Kilińskiego, trzecie piętro. śnieg
odbija się od parapetu i co chwilę gaśnie,
dając tym samym znaki panu Włodzimierzowi (72 l.),
który krzyczy tak jakby o szklankę wody chciał się doprosić
samego Boga. ale dlaczego akurat on, jedyny, wybrany przez
tą swoją chorobę? i czy taki właśnie okaże się jego koniec?
reszta jest jak dawniej, nie pasuje tylko ta mała dziewczynka
stojąca obok łóżka pani Reginy (75 l.). dziesięcioletnia Ania
płacze swoimi i jakimiś obcymi łzami. wygląda jakby kogoś
lub coś wspominała (wspólne zbieranie aronii czy puszczanie
latawców - nieważne). jej oczy świecą się jak jarzeniówki,
które przenikają mnie wpół.
lecz nagle nie wiadomo skąd, ulotnił się tu zapach starej stołówki.
gołębie zebrały się na oknie, jakby zwabione wieścią o tym.
kawaler niech tak nie patrzy na stare pizdy - mówi do mnie
kobieta, która kiedyś prowadziła rozlewnię oranżady.
coś w tym jest. reportaż niemalże Ci wyszedł, z podawania l. bym zrezygnowała i z pytań, poza tym mocny, porządny tekst. rzeczowy, spłaszczający emocje.
stanowczo!
jej oczy świecą się jak jarzeniówki,
które przenikają mnie wpół. a to straszne wręcz...
ale nic to.. ja się znam na prozie poetyckiej jak świń* na gwiazdach
*świn- samiec świnia:D:D:D:D