zawsze chciałem pisać jak
różewicz nie przejmując się
tym jak o czym i co
tłumaczę
Potem marzyłem o byciu Miłoszem.
Meandry moich myśli, gryzły codzienną
panoramę miasta, wytapiając wysokie,
lecz polskie widoki.
Herbert był na końcu
jak Apollo stał spokojnie
poprawił lutnię Orfeuszowi wyłożył wszystko
o klasykach i klasykami nawet szufladę
Na samym końcu poznałem siebie. Pisałem
o sobie, sobą i tylko z mojej perspektywy.
Coraz częściej widzę, że nie rozumiem żadnego
z nich trzech. Niech ich żmija wpieprzy.
pozdrawiam.
Pozdrawiam,
M.
no własnie-ech