chwiejnie przed lustrem
zaraz zobaczę wczesne myśli
własne dłonie z pierwotnym zadziwieniem
cierpkość ranne ranienie przebłyski normalność
kilka godzin nakręcam na życie ku zabiciu dnia
nie wierzę w rzeczywistość ale cóż
znane mi uczucie zawieszenia między jednym i drugim
mija przemija przechodzi aż się doczekam
zanurzenie wypełnienia zniewolenia daje niezależność
godzina zasłony za którą jest ten słodki neurotyczny akcent
i sprawia że ręce zaplatam za głową.
Tylko po cholerę ta kropka na końcu?! : )
Podoba mi się.
Pozdrawiam
Andrzej Talarek