PIETA
rzucają się z gwoździami i cień przybijają
do kawałków lustra
kurczy się i wije jak myśl tuż przed świtem
albo rozciągnięte na blacie ciasto nagiego ciała
nie zabiją tylko zagrają - a ty w takt!
na trzy-czwarte lub sześć-ósmych
kolebie się czas powieszony na żądle zegara
nogi splątane w węzeł gordyjski
przecina rozkaz
żeby uciec trzeba by odkopać wolę
która gnije głęboko pod ziemią
ale łopata nie leży w dłoni wolnej od widma pęcherzy
na lipie przydrożna kapliczka
patrzy z góry
święty antoni zczerniały od wielozim i wiatrów
w oczach ma tylko drewno a między fałdami szaty
korniki ryją labirynt bez końca i bez początku