beztlenowce

anima

nasypy kolejowe

unoszą się i opadają

jak wielkie czarne fale...

staram się oddychać

w ich rytmie -

nie za szybko i nie za wolno,

ale nagle orientuję się,

że na oddychanie

już za późno

bo naprawdę

znajdujemy się

pod wodą.

 

kiedy chcę się odezwać

czuję, że z ust

powypadały mi

wszystkie zęby

i poruszam

pustymi szczękami;

kiedy próbuję zamachać rękami

widzę, że

posiadam jedynie płetwy;

a kiedy usiłuję wstać

spomiędzy nóg wypływa

i ścieka na brudną podłogę

ikra.

 

rodzę ławicę kolorowych rybek,

pływają między współpasażerami

te moje śliczne słodkowodne dzieci;

proszą o jedzenie,

domagają się zainteresowania,

pragną pieszczot.

 

zagarniam je wszystkie

pomiędzy wystrzępione płetwy,

tulę do siebie i karmię planktonem,

za mamusię,

za tatusia....

jakiego tatusia...?!

 

a potem uprzejmy pan pasażer

o wyglądzie dostojnego kraba

szczypcami otwiera nam okno

żebyśmy mogli wydostać się

między czarne fale,

które jednakowoż znów

stają się nasypami kolejowymi.

 

więc dusimy się porzuceni obok torów

a nasze łuski lśnią w świetle latarni.

 

jakaż ulga, że nie mamy świadomości

i nie czujemy, że umarliśmy.

 

anima
anima
Wiersz · 18 czerwca 2008
anonim
  • Marek Dunat
    przegadane gadulstwo niewieście :). nic nie pozostaje . po 7 wersach przestaje chcieć się czytać dalej.

    · Zgłoś · 16 lat
  • Marcin Sierszyński
    O. Widzę że nie tylko ja miałem taki uczucie.
    Za długie i mało treściwe.

    · Zgłoś · 16 lat
  • anima
    przegadane? hmm..no jak dla mnie to jest pewna historia, całość wymagająca właśnie takiego opisu. ale ok, następnym razem umrę w pierwszym wersie:D. może będzie mniej nudno.

    · Zgłoś · 16 lat
  • Marek Dunat
    :D to może Ty nie umieraj w pierwszym , ani ostatnim . ani w żadnym . po prostu napisz cudny wiersz. ;)

    · Zgłoś · 16 lat