długo już szedł oddalając się
ból pękających pąków stawał się obojętny
zupełnie blisko doszła dna
zerwana w ogrodzie piramidalnych bzdur
tłusty pot garbował myśli
cel rozogniony do kapiącego szkła
rozmywał drogę
położył się wygodnie
wyrazistą kreską
na mapie przeżyć
maski zmieniają kształty
im temperament muzyki gorętszy
tym bardziej więdną w sobie
grymaśnie zastygają
wynaturzając co istotne
ona stąpa dyskretnie by nie zbudzić
kierunek - spieczona pustynia -
jednośladem (druga noga wciąż zwisa z łóżka)
nie ma pragnień
odprężone zwoje wiją się
swobodą czas zabłysnął
omamiona zapachem
dzieląc się niezobowiązująco
mnoży podniecenie kolejnym
dość już silnych wiatrów
z premedytacją nie gotuje grochówki
mimo symultanicznego tłumaczenia
pozostają w drodze
kwitną w zawiedzionych wazonach
zbyt gorzkich doświadczeń
z premedytacją nie gotuje grochówki - boszzzz. ale perwersja! :/
zdrowo namotałas autorko . i kto to teraz wszystko pojmie, lub tylko mały węzełek rozsupła. mi po 1 czytaniu tylko zaznaczone wersy utkwiły. muszę tu wrócić.